Ja tam chcę iść przez życie z uniesionym do góry czołem, a nie tylko marnie egzystować klęcząc na kolanach i wąchając bruk. I wolę żyć jeden dzień jak lew, niż 100 lat jak owca. Amen. Ale to nie jest takie hop siup. Nic nie ma za darmo. Najpierw trzeba dać z siebie krew, pot i łzy. No i co robić, jak się nie chce? Skąd brać motywację? Mohamed Ali powiedział kiedyś: „Nienawidziłem każdej minuty treningu, ale powtarzałem sobie – nie pododawaj się, przecierp teraz i żyj resztę życia jako mistrz”. To jest klucz do sukcesu.
„Lenistwo jest bardzo ciężką pracą i może być ogromnie męczące”. Powiem szczerze i przyznam się bez bicia, bo nie ma co ściemniać, gdyż przecież sportowiec ze mnie jak z koziej dupy trąba. Otóż jest to dla mnie BARDZO TRUDNE. Nawet sobie nie wyobrażacie, jakie to jest dla mnie trudne. Najpierw ważyłem 120 kg i o jakimkolwiek sensownym ruchu nie było mowy. Zacząłem ćwiczyć przy wadze ok. 94 kg mając zerową kondycję. Totalnie zerową – moja trenerka jest świadkiem. Na pierwszym sprawdzianie nie potrafiłem zrobić najprostszego ćwiczenia i to bez żadnego ciężarka. Ani jeden raz. Totalna łamaga. Już nie 120 kg tłusty, schorowany wieprz, ale totalna łamaga.
Nie dość, że nie dawałem rady fizycznie, to jeszcze niesamowita porażka psychiczna. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak wielki to był dla mnie stres, że muszę iść na trening. Już dzień wcześniej byłem załamany, zdenerwowany i cały czas tylko o tym myślałem. O tym, jak cholernie mi się nie chce. To niesamowity stres.
Ale wiecie co? Minęło jakieś półtora roku, w tym okres tej pieprzonej kwarantanny, gdzie trzeba było sobie dodatkowo dawać radę w domu i cholera teraz nie wyobrażam sobie życia bez siłowni. Nie wyobrażam sobie życia bez treningów. Wystarczyło mocno skupić się na celu, na zadaniu do wykonania, na pracy do zrobienia… i drążyć temat jak kropla wody drąży skałę. Jak cholerny dzięcioł, który stuka, stuka, stuka…
I powiem więcej. Nie jest lekko. Nawet teraz. Przecież ja nigdy w życiu nic nie ćwiczyłem. Nawet w szkole unikałem skrzętnie gry w piłkę. Tylko jak groziła mi pała na koniec roku to godziłem się stanąć na bramce. Nie jest lekko. Czasem po ostrym treningu, jak trenerka poleci po całości, to nie mam siły wejść do domu po schodach na 3 piętro. Nie mam siły zjeść, a przecież trzeba koniecznie. Nie jest lekko. Ale kurwa mać trzeba. Bo kto, jak nie my? Kto da radę, jeśli sam nie dasz rady? Jak trza, to kurwa trza. Tyle w temacie.
Zatem jak powiedział Mark Twain: „Nie jestem obecnie bardziej leniwy, niż byłem czterdzieści lat temu, a to dlatego, że czterdzieści lat temu osiągnąłem szczyt lenistwa. Nie można posunąć się dalej, niż to jest możliwe.” Ja po prostu tylko doszedłem do ściany, a czołem zapieprzyłem o sufit. Potem wdrożyłem w życie plan okraszony konsekwencją wymuszoną poprzez zaciskanie zębów. I tego Wam wszystkim kochani życzę. Obyście – w razie potrzeby – w porę, w odpowiednim momencie swojego życia zaskoczyli, że dalej tak nie można. Amen. ŻANETA I LOVE YOU.