Cześć. Nazywam się Maciej Maciejewski. Jestem dziennikarzem, publicystą, entuzjastą przedsiębiorczości i biznesu, zwłaszcza systemu network marketing (marketing sieciowy, MLM). Obserwuję i opisuję rzeczy potrzebne i inspirujące, ale również dziwne i ulotne (piramidy finansowe). W 2004 roku, czyli dokładnie 15 lat temu, zainicjowałem swoją gazetę o nazwie Network Magazyn i totalnie, całym sobą – bo zawsze wszystko robię idąc na całość – skupiłem się na jej rozwoju. Dziś każdy w branży wie kim jestem i czym jest to pismo, ale aby się tak stało, niestety w ferworze pracy poświęciłem temu to, co dla każdego człowieka jest najcenniejsze. Zdrowie. Magazyn stał się medium szanowanym, poważanym i opiniotwórczym w całym sektorze, ale jej red. naczelny popadł w straszną ruinę. Po prostu mocno się zaniedbałem – nie ma co ściemniać.
Przez 13 lat wstawałem o 6:00 rano i praca. Potrafiłem nic nie jeść cały dzień, aby o 22:00 zamknąć komputer i zasiąść do stołu na wielkie żarcie. To były istne biesiady. W ruch szło wszystko co znalazłem w lodówce plus butelka ukochanego Jacka Danielsa i 12 ulubionych piw schłodzonych oczywiście do temperatury 4 stopni Celsjusza. Budziłem się rano o 6:00 i powtórka z rozrywki… 13 lat potężnej balangi.
Doszedłem do momentu, gdzie przy wzroście kurdupla jakieś 170 cm (w kowbojkach) ważyłem 120 kg. I nikt nie był mi w stanie wmówić, że coś jest nie tak. Oszukiwałem wszystkich. Nawet samego siebie. Byłem mistrzem świata w ściemnianiu. Stawałem przed lustrem, napinałem się i mówiłem do żony: „Popatrz, ale jestem zajebisty!” I notabene funkcjonowałem nawet bez problemów. Padłem jak kawka, gdy nagle zmarła moja ukochana mama.
To mnie rzuciło o podłogę fizycznie i psychicznie. Momentalnie pogorszył się mój stan zdrowia. Jakby ktoś wcisnął w pilocie funkcję „stop”. Najpierw jakaś depresja. Potem badania organizmu wyszły tragicznie. Wszystko przekroczone o kilkaset procent powyżej normy. Nadciśnienie, cukrzyca, wysiada pompka. Nie mogłem przejść 200 metrów bez poważnego odpoczynku. Dzieci szły sobie na spacerze hardym krokiem, a ja musiałem co chwilę usiąść na chodniku i odpocząć. Padało serce. To był punkt krytyczny. Jeszcze miesiąc i czekałyby mnie jakieś standy albo bajpasy. Tudzież zawał albo wylew.
Dla faceta tuż po 40 to było żenujące. Córka prowadząca tatę pod depo na spacerze… Masakra. Totalna kompromitacja. Porażka. Sukces zawodowy w zamian za doprowadzenie zdrowia do ruiny. Niezły deal. W dodatku trzeba było się zaopiekować tatą, bo informacja o śmierci mamy odebrała mu niestety rozum. Najzwyczajniej w świecie zwariował. Byli bardzo zżyci. Ciągle razem od 1973 roku. I pięć miesięcy po śmierci mamy kolejny cios. Tata odszedł. Nie dał bez niej rady.
Znów nie było lekko, ale nikt nie mówił przecież kiedyś, że będzie lekko. Wtedy się przestraszyłem. Długo się nie zastanawiałem. Postanowiłem zrobić sztos. Wyznaczyłem sobie cel. Muszę schudnąć 40 kg. W październiku 2017 roku wymyśliłem sobie prywatną akcję naprawczą o nazwie MOVE YOUR ASS. Trwa cały czas. Nie mogę już odpuścić do końca życia. Nie można.
Nauczyłem się inteligentnie i zdrowo odżywiać, suplementować, z czasem ćwiczyć. W wielkim skrócie. (Więcej tutaj: „Jak schudłem? Pomógł mi również Body Mission”) Kiedy to piszę jest 27 czerwiec 2019 i ważę 87 kg. Do wytyczonego celu zostało mi już tylko 7 kg. Potem zacznie się jeszcze cięższa praca. Nad ciałem i umysłem. Dlatego postanowiłem dziś zainicjować to miejsce. Będę w nim publikował efekty mojej akcji krok po kroku, aby było mi łatwiej. Zrobiłem to dla siebie, ale spokojnie… Również dla Ciebie.
Takie publiczne wyznania zobowiązują i jeszcze bardziej motywują, więc będzie to przede wszystkim z pożytkiem dla mnie. Jak się człowiek przed ludźmi obnaży i do czegoś zobowiąże to nie ma już zmiłuj się. Trzeba trzymać fason i dotrzymać słowo. Ale może też tak być, że jesteś tutaj teraz, czytasz ten tekst i właśnie ważysz o kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt kilogramów za dużo, ciężko Ci ruszyć tłuste dupsko od stołu i szukasz pomysłów na życie. Jakiegoś rozwiązania problemów. Inspiracji. Motywacji. Być może jakieś moje wskazówki pomogą Ci dać tego pierwszego kopniaka?
Może moje publikacje i wskazówki będą tym pierwszym, najważniejszym impulsem dla Ciebie? Może jak zobaczysz, że to jest możliwe, też zadbasz o siebie? Będę przeszczęśliwy. Jeśli uda mi się zainspirować do działania choć jedną osobę, która ma podobne problemy jak ja kiedyś… To dopiero będzie prawdziwy sztos.
Powodzenia!