Czcza fanfaronada? Historia oblężenia Troi widziana z perspektywy konia trojańskiego? Wzniosłe i buńczuczne niczym erekcja emeryta? Nie. Takie są FAKTY. Wyobraź sobie, że jesteś młody, masz wspaniałą rodzinę i cudownie utkane życie, a nagle dowiadujesz się, że Twoje serce nadaje się na śmietnik. Ewentualnie jest szansa, że pomoże operacja. Tyle rzeczy masz jeszcze do zrobienia, tyle marzeń i planów, a nagle jedna informacja od lekarza sprawia, że każdej nocy w snach widzisz siebie leżącego na sali operacyjnej z otwartą klatką piersiową, żebra stoją do góry pionowo jak sztachety z wiejskiego płotu, a w trzewiach grzebie chirurg. Motywujące?
Dla mnie motywujące. Bo ja nie chcę jeszcze umierać. Za wcześnie. Zbyt dużo rzeczy mam jeszcze do zrobienia. Bo mam po co, a przede wszystkim mam dla kogo. Bo gdy wszystko się skończy, liczyć się będzie tylko to, co dokonałeś. No i to nie jest tak, jak w piosence. Nie jestem jak kot i nie mam siedmiu żyć. Przynajmniej nie tutaj. Nie w tym miejscu. W tej konwencji, w tej powłoce i w tym otoczeniu możemy być tylko raz. Ten jedyny. A ja nie chcę nigdzie odchodzić, bo mi się tutaj podoba. Więc najważniejsze to nie zostawiać życia losowi. Każdy jest kowalem własnej doli. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Życie to zdrowie – rzecz dla każdego z nas najważniejsza. Zdrowia nie kupisz za żadne pieniądze. Dlatego kwestie zdrowotne trzeba traktować nader poważnie i brać je we własne ręce. Albo ostro za jaja.
Kilka dni temu pokazałem kardiologowi wyniki badania mojego serca sprzed dwóch lat. Powiedział, że miałem ostrą hipokinezę czyli niewydolność lewej komory. Powtórzył badanie i zdębiał. Po dwóch latach mojego projektu naprawczego MOVE YOUR ASS serce mam jak 18 latek. Ale od początku…
Czy były jakieś objawy? Czy organizm dawał mi jakieś sygnały? Tak. Z tym, że je totalnie ignorowałem. Od 1995 roku moje życie praktycznie polegało wyłącznie na pracy przy komputerze, ewentualnie raz na jakiś czas musiałem gdzieś dojechać samochodem, żeby zrobić wywiad, zdjęcie, tudzież dać wykład. A w trakcie zero ruchu, mnóstwo fast foodów bardzo często i rzeka alkoholu. Nigdy nie robiłem żadnych badań, bo nic mnie nie bolało. Jakie efekty? Stworzony przeze mnie Network Magazyn stał się pismem bardzo znanym, opiniotwórczym, poważanym, każdy w branży DS/MLM wie, kim jestem i co robię. To wizerunkowo. A zdrowotnie? Doprowadziłem się do ruiny. Tłusty, 120 kilogramowy wieprz o wzroście kurdupla, któremu brzuch już wadzi o kierownicę, bez możliwości pójścia na spacer, bo po 200 metrach brak sił. Pisałem o tym tutaj. Tragedia.
Czy coś z tym robiłem? Nie. Wyszedłem z założenia, że prowadząc dziennikarski tryb życia, nie muszę mieć serca jak dzwon. Oszukiwałem wszystkich i samego siebie. Kondycja? A na cholerę mi kondycja! Co ja jestem maratończyk? Olać kondycję. Ważne, że kufel daję radę podnieść do ust. I wszystko nawet jakoś funkcjonowało do czasu, aż nagle zmarli mi rodzice. Najpierw niespodziewanie odeszła mama. 58 lat, sprawna, dynamiczna, ciągle w ruchu. Pyk i nie ma kobiety. Wieczorem z nią rozmawiam, śmiejemy się, planujemy, a na drugi dzień rano pielęgniarka daje mi czarny worek z ubraniami. Aż uklęknąłem na podłodze. Wtedy się rozsypałem. Padłem jak kawka. Z mamą byłem bardzo blisko. Bardzo. Szok. To spadło na mnie jak pędzący, wypełniony rudą żelaza pociąg towarowy. Lekarz zrobił mi badania bo nie mogłem funkcjonować. Okazało się, że mam cukrzycę, insulinooporność, bardzo wysokie nadciśnienie, początki choroby wieńcowej, miażdżycy i coś niepokojącego z sercem. Trójglicerydy 547. Masakra. Natychmiast do kardiologa. Depresja. Jakby tego było mało, kiedy o śmierci mamy powiedzieliśmy tacie, ten zwariował. Po prostu. Nie dał facet rady. A też był kawał chłopa. Biegał po lesie jak Robin Hood. Śmierć mamy go załamała. Miesięczna terapia na oddziale zamkniętym nic nie pomogła. Cztery miesiące po mamie tato również zmarł. Znalazłem go umierającego. To był dla mnie bardzo ciężki okres. Moje zdrowie też się z dnia na dzień pogarszało. Psychiczne i fizyczne.
Po śmierci taty mocną depresję miałem jeszcze przez kilka tygodni. Tak się już źle czułem, że poszedłem w końcu do kardiologa, żeby dowiedzieć się konkretnie co z tym sercem. Był rok 2017. Po zapoznaniu się z wynikami badań specjalista powiedział, że w ciągu roku będę miał zawał ewentualnie wylew. Wysłał mnie na echokardiogram. Hipokineza lewej komory czyli ostra niewydolność serca. Zaczął opowiadać o koronografii, stendach, bajpasach… Już więcej do niego nie poszedłem. Przestraszyłem się na śmierć. Na drugi dzień zainicjowałem mój prywatny projekt odchudzająco-naprawczy. Zdrowe odżywianie, dużo ruchu, zero alkoholu. Zdrowe odżywianie, dużo ruchu, zero alkoholu. Zdrowe odżywianie, dużo ruchu, zero alkoholu… Do bólu. Konsekwentnie.
W ciągu dwóch lat schudłem 40 kg, nauczyłem się zdrowo odżywiać i suplementować, wziąłem się za sport, nie piję alkoholu. Zdyscyplinowanie, systematyczność, konsekwencja. Niedawno, po dwóch latach od zainicjowania MOVE YOUR ASS znów zrobiłem ten sam echokardiogram i pokazałem kardiologowi. Temu samemu co przed dwoma laty. Położyłem mu na stole wersję pierwszą z końca 2017 i najnowszą z lutego 2020. Najpierw facet zdębiał. Niedowierzał. Musiałem mu pokazać moje zdjęcie sprzed dwóch lat z tym wielkim baniakiem zwisającym w okolicach lędźwi bo myślał, że przysłałem młodszego o 30 lat brata. Wreszcie pogratulował. Pokażę Wam bo to bije obrazem, chłoszcze sumienia:
Kardiolog podsumował: „Dwa lata temu miał pan uogólnioną hipokinezę mięśnia lewej komory, ostrą niewydolność serca. To był poważny stan, choroba wieńcowa wymagająca natychmiastowej interwencji. Dziś wszystko jest w porządku, w normie. Frakcja wyrzutowa jest bardzo dobra, kurczliwość również. Zrobił pan niesamowitą robotę.”
Wiem. Źle zrobiłem, że po pierwszym badaniu już do niego nie poszedłem. Przestraszyłem się. Nie polecam takiego zachowania nikomu. Ale taki już jestem. Maciek syn Leszka. Na szczęście w moim przypadku wystarczyło wziąć swój los we własne ręce. Wystarczyło chcieć coś zmienić i do cholery zrobić to. Bo jestem Maciek syn Leszka. I nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Nie ma, że czegoś się nie da. To nie w moim stylu. Wczoraj pokazałem wyniki tych badań jeszcze innemu kardiologowi. Również jest w szoku. Nie chcą uwierzyć, że ja to ten sam, ściorany fizycznie i zdarty psychicznie, niedołężny, tłusty wieprz, który przyszedł do nich z mega problemami dwa lata temu. Nie chcą uwierzyć, że w dwa lata, w tak pięknym stylu, spektakularnie zmieniłem stan swojego zdrowia. A jednak… To wciąż ja. Ten sam. Maciek syn Leszka. Nie jestem znachor. Samouzdrowiciel. Bo lekarstwo jest w nas. Amen. PS. A projektu MOVE YOUR ASS jeszcze nie zamknąłem, gdyż trzeba być konsekwentnym. Do końca. Dopiero się rozkręcam. (Foto: Marek Jarkulisz)
Maciek niesamowita praca i samodyscyplina serdecznie gratuluję spalniaj marzenia
Szacun, Maćku. Wielki szacun!
Maciej gratuluję !!!! Po prostu bomba !!!
Dziękuję, że się podzieliłeś, gratulacje i powodzenia!
Bardzo mocny przekaz… Każdy z nas ma gdzieś głęboko ukryte pragnienia, których nie realizuje bo ma tysiąc wymówek. I sypie nimi jak z rękawa na każde zawołanie, żeby się z oczami niewiniątka usprawiedliwiać przed sobą i całym światem. Macieju synu Leszka dziękuję za ten alarm, słychać go w naszym świecie DS/MLM i nie tylko . Zrobiłeś to – czyli się da! I wszystkie argumenty, że się nie da idą na pohybel…
Brawo! Serdeczne gratulacje! Piękny przykład potwierdzający fakt, że w 99% nasze zdrowie zależy od nas samych (tylko lepiej zacząć o nie dbać trochę wcześniej, zanim zacznie się sypać ;-)).
Tak. Trzeba działać jak tylko pojawi się pierwszy sygnał. Im wcześniej tym lepiej. Tak ważnych rzeczy nie wolno bagatelizować i odkładać na później.
Kurwa, Gościu, zawsze miałem do Ciebie szacun za to co robisz, ale po tej historii, to rozwaliłeś mi system! Mega podziw! Najlepszego Wojowniku
[…] PS. Sesję zdjęciową zrobioną tego dnia dla mnie przez Marka Jarkulisza możecie zobaczyć na moim blogu MOVE YOUR ASS w artykule zatytułowanym „Lekarze nie chcą uwierzyć. Naprawiłem sobie serce. Sam. W dwa lata schudłem 40 kg i mam n…. […]
Maciek jestem pod wrażeniem.
Dzielisz się tak delikatnymi kwestiami życia prywatnego ale jakże ważnymi w kontekście całej historii. Pokazałeś, udowodniłeś jak to powinno wyglądać jeśli zakeży człowiekowi na własnym życiu. Bo jeśli sami o siebie nie zadbamy, kto ma to za nas zrobić??? Można! I trzeba podejmować świadome i systematyczne działania DLA SIEBIE I DLA BLISKICH, którzy nas potrzebują! I przestać się mazać! Walczyć kaźdego dnia…KONSEKWENCJA i uważność na co dzień żeby wciąż mieć na celowniku to co najwsżniejsze: ZDROWE ŻYCIE.
GRATULACJE 🍀 🍀 🍀 Dzięki….
Ja – weganka od 23.12.2020
Chylę czoła bardzo nisko, gratulując ogromnego sukcesu. Wiem, ile to kosztuje, bo ja 10kg zrzucałem przez rok. Gratuluję – tak naprawdę – wygranego życia.
Bardzo dziękuję i życzę powodzenia w swojej prywatnej akcji naprawczej. Trzymam kciuki!
09.07.2022. Wczoraj się ważyłem. 79 kg. Jestem boski 🙂 Amen.