- Strona Główna
- Travel
- Wyprawa na Karaiby, czyli jak schudłem pomimo 10 dni życia na totalnym ALL INCLUSIVE
Wyprawa na Karaiby, czyli jak schudłem pomimo 10 dni życia na totalnym ALL INCLUSIVE
Podróże pozwalają człowiekowi uczyć się i czerpać radość z życia. Bo nic nie daje tyle frajdy co poznawanie nowych miejsc, ludzi, kultur i smaków. Dalekie wojaże są pełne ekscytacji, a ta jest przeciwieństwem depresji i zastoju. Warto oglądać na własne gały piękno świata i poczuć własnymi kubkami smaki życia. Makłowicz ładnie opowiada, ale…
Podróżując możemy odkryć swoje mocne, jak i słabe strony. Ja np. już 9 miesiąc nie piję w ogóle alkoholu. Ani kropelki. Jest niekompatybilny z dietą. A wycieczki – nie ma co ukrywać – sprzyjają spożywaniu napojów wyskokowych. Podczas każdej podróży muszę z tym walczyć bo wtedy ciągnie. Myślisz o tym choćbyś nie chciał, bo wszyscy wokół chleją wódę. Podczas wojaży możemy też odkryć, że mamy pasje czy ukryte talenty, o których nie wiedzieliśmy do tej pory. Surfing, żeglarstwo, nurkowanie, wędkarstwo, jazda konna…

Możemy też poznawać nowe smaki. W dalekich krajach bywają produkty i potrawy, o jakich w Polsce nigdy nie słyszeliśmy, czego wielokrotnie doświadczyłem podczas moich licznych eskapad związanych z wykonywaniem zawodu dziennikarza. Jadłem zupę z oczami rekina, lody z embrionami foki, polewkę z języków nietoperza. Różne dziwactwa, których w Polsce nigdzie bym nie znalazł. Dlatego warto zwiedzać świat choćby dla tej wielkiej radości, którą czerpiemy z jedzenia. A co dopiero z poznawania nowych smaków! To tworzy nasze nowe kulinarne doświadczenia. Próbowanie nowych potraw wzbogaca nas i nasze pojęcie o życiu.

Zaraz po rozpoczęciu treningów z Żanetą Ściwiarską wyjechałem na Karaiby z firmą Souvre Internationale. Z siedemdziesięcioosobową ekipą liderów, takich szybkich strzelb i młodych wilków biznesu MLM, byliśmy 10 dni na Dominikanie. To była sielankowa, nader upojna eskapada, której nie zapomnę do końca życia. Cudowne karaibskie plaże, degustacje pysznych mięs, sałatek i owoców morza, opalanie się nad przeźroczystym, błękitnym oceanem. No i ta wspaniała grupa z Souvre! Fotoreportaż z tej wycieczki opublikowałem w Network Magazynie.

Dla mnie prywatnie wyjazd ten był wielkim wyzwaniem. Po pierwsze musiałem się pilnować z jedzeniem, gdyż egzystując w takich okolicznościach przyrody na totalnym wypasie all inclusive bardzo łatwo można przybrać na wadze. A ja przecież udałem się tam z konkretnym przepisem na dietę od mojej świeżo upieczonej trenerki i z planem zrzucenia wagi, a nie przytycia. No i po drugie ten alkohol, który w takich miejscach leje się zazwyczaj hektolitrami. Muszę się jednak pochwalić, że dałem radę. Piłem wyłącznie wodę i kawę, a jadłem bardzo zdrowo. Przede wszystkim zero cukru, frytek, kebabów, pizzy, makaronów i wszystkiego co przypomina fast food. Natomiast wchłaniałem mnóstwo pysznych owoców, warzyw, sałatek i mięs, które mają tam wyśmienite. I sprawa najważniejsza – pięć małych posiłków dziennie. Ostatnia wieczerza oczywiście do godz. 20:00. Amen. Do tego dużo ruchu. Siłownia, spacery, bieganie, basen.

Kulinarna konsekwencja bardzo się opłacała. Po powrocie do kraju 12 czerwca br. udałem się z Żanetą na siłownię, gdzie zrobiliśmy świeże pomiary mojego ciała. Po równym miesiącu nowej diety i nowych ćwiczeń, w tym 10-cio dniowy pobyt na Dominikanie… Jestem dumny. I szczęśliwy. Pomijając już wagę, która znów spadła o 4 kg, to najbardziej ucieszyły mnie takie rzeczy: wzrosła tkanka mięśniowa z 64 do 68, stopień umięśnienia wzrósł z 3 do 6, wiek metaboliczny – uwaga! – poprawił się z 49 lat na 31 lat! No i tłuszcz wisceralny (ten kuźwa, z którym najtrudniej się walczy) spadł z 11 na 9. Żaneta Ściwiarska ja kocham Cię! Normalnie I LOVE YOU! Na marginesie… Półtora roku temu, jak ważyłem 120 kg… Nie uwierzycie… Wiek metaboliczny miałem prawie 60 lat, a tłuszcz wisceralny 26. Teraz dosłownie nowy człowiek. Idę zatem na rower. Houk.
