Tak miało być i basta. Bo nic na świecie, żadna kwestia w życiu każdego człowieka, ponoć nie dzieję się bez powodu. Miałem ją poznać i już. Bo marzenia i cele są jak magnes. Przyciągają ludzi i rzeczy potrzebne do ich zrealizowania. Jak na nią trafiłem? Co robimy? W jakim celu? Kim jest i czym się zajmuje? Żaneta Ściwiarska. Po prostu!
Oto historia jak Maciek poznał Żanetę. I o tym, co dla niego ta fantastyczna dziewczyna zrobiła. W poprzednim wpisie wyjaśniłem dokładnie jak zrobiłem mój napoleoński plan, który polegał na zrzuceniu wagi z 96 kg do 92 kg w miesiąc. Nie było to proste, ale dałem radę. Niestety, po tej miesięcznej akcji z systemem Body Mission znów moja waga stanęła w miejscu i ani w tą, ani w tamtą. Ani drgnie. Ważyłem się przez 3 miesiące i cały czas 92 kg. Co jest grane? Dietę trzymam sztywno, dużo spaceruję, biegam, jeżdżę na rowerze, pilnuję, żeby mieć ostry ruch regularnie co drugi dzień. Co robić?
Kiedy nie ma wyników człowiek się stresuje. Bardzo chciałby iść do postawionego sobie celu, wymarzonej mety, a tu kiszka. Taki stan nie daje motywacji. Wręcz odwrotnie. A do 80 kg jeszcze daleka droga. Wymyśliłem, żeby się zapisać na profesjonalne, grupowe zajęcia. Wybrałem crossfit. Ten specyficzny rodzaj treningu powstał w 2001 roku, kiedy Amerykanin Greg Glassman zaczął używać takiego programu dla trenowania policji w Kalifornii. Potem system został wdrożony w treningu marines, strażaków i żołnierzy amerykańskich. To program treningu siłowego i kondycyjnego, który opiera się na wzroście dziesięciu najważniejszych zdolności siłowych. Podczas ćwiczeń rozwija się siłę i masę mięśni, aby wzmocnić ich siłę ruchu. Wykonanie ćwiczeń crossfit następuje w sposób intensywny, bez czasu na przerwę. W crossfit ćwiczy się jednocześnie podnoszenie ciężarów, sprawność atletyczną, odporność. Wyrabia odporność krążeniową oraz oddechową, siłę i wytrzymałość mięśni, rozciągliwość, szybkość, sprawność, psychomotorykę, równowagę i precyzję. Muszę przyznać, że zajęcia bardzo mi się podobały. Było fantastycznie. Ostro, pot lał się z dupy, ale człowiek był szczęśliwy, że zrobił dla siebie coś fajnego. Zdarty, zmięty i wypluty, ale szczęśliwy. Był tylko jeden mały problem. Po dwóch miesiącach totalnej napinki na wadze wciąż 92 kg. Ewidentnie coś nie zagadało. I nie wiedziałem co.
Wtedy walcując po Facebooku wpadłem przypadkowo na Żanetę Ściwiarską. Zaintrygowała mnie jej postać. Zafrapowało mnie to, czym się zajmuje. A dziennikarski instynkt i detektywistyczne zboczenie zawodowe pchało mnie coraz głębiej w jej życie i osiągnięcia. Po kilku dniach wysłałem jej wiadomość. Skąd jesteś? – zapytałem. A z Sosnowca – padła odpowiedź. No i już wiedziałem, że muszę ją poznać. Bo takie rzeczy nie dzieją się przez przypadek.
Żaneta Ściwiarska to trenerka zdrowia i biznesu. Z zamiłowania trener osobisty, instruktor fitness i dietetyk. Z wykształcenia mgr zarządzania i marketingu. Specjalizuje się w przywracaniu sprawności i modelowaniu sylwetki. Jej pasją jest taniec i muzyka, dlatego często wplata go w swoje network marketingowe eventy i szkolenia. Ze światem fitnessu jest związana od 23 lat. Zaczynała jako instruktor fitness. Po 5 latach została zauważona przez Aerofit Elżbieta Charbicka, gdzie została prezenterem fitness i szkoleniowcem. Przez 15 lat prowadziła fitness klub, gdzie była właścicielem i trenerem. 3 lata temu w wyniku ciężkich przejść ze zdrowiem zmieniła kierunek swojej kariery. Zamknęła fitness klub i postawiła na rozwój osobisty. Zainteresowała się również systemem MLM. Zaczęła współpracę z Forever Living Products. Doskonale sprawdziła się w relacjach międzyludzkich. Szybko doszła do pozycji lidera. Praca w marketingu sieciowym pomogła jej stworzyć wiele autorskich szkoleń i wykładów. Wraz z firmą Forever zainicjowała ogólnopolskie Wyzwanie ForeverFIT2019, które odniosło sukces międzynarodowy. Jako Ambasador FIT Forever jest twarzą programów i produktów skierowanych do poprawy wyglądu i samopoczucia. Jest kreatorką i działaczką, dla której ludzie mają bardzo duże znaczenie. Dlatego również stworzyła Forlife Business Academy – firmę szkoleniową, w której człowiek jest na pierwszym miejscu, a ludzie odkrywają swoje możliwości i poznają sekrety długowieczności. Żaneta Ściwiarska pokazuje i uczy, jak łączyć dwa obszary: zdrowie i biznes. W swoim przekazie łączy wiedzę z praktyką oraz działaniem. Jak mówi, jej misją jest pomaganie ludziom w zmianie ich jakości życia. Zarówno w obszarze pracy nad ciałem jak i umysłem. Jednym zdaniem – to architekt ciała i umysłu.
Umówiliśmy się u niej w biurze pod koniec kwietnia br. Najpierw dokonała na mnie szczegółowych pomiarów swoją magiczną wagą, potem wypytała mnie dokładnie o wszystko co robiłem w trakcie mojej akcji pro zdrowotnej. Interesował ją każdy szczegół, który miał wpływ na spadek mojej wagi ze 120 kg na 92 kg. Potem wysłuchała jakie mam cele. Ile chcę ważyć, jak chcę wyglądać i najważniejsze – co lubię jeść. No i znów zaczęły się zmiany… Po pierwsze zmieniła mi totalnie dietę. Okazało się, że zbyt długo jadę na produktach mało kalorycznych, dostarczam sobie zbyt mało kalorii w stosunku do wykonywanego ruchu. Ułożyła mi całkiem nową dietę, w której – UWAGA! – dostałem mnóstwo ścierwa! Mięso, mięso, mięso. Wszędzie było mięso. Mówię no to mi się wreszcie podoba! Taką dietę to ja mogę mieć. Potem spotkaliśmy się na siłowni. Sprawdziła jaką mam kondycję, wytrzymałość, gibkość, elastyczność… Wszystko. I wiem, że po tym pierwszym treningu już miała na mnie konkretny pomysł. Nigdy jej o to nie zapytałem, ale ja to wiem. To było widać. W jej oczach świeciło doświadczenie, pewność i kompetencje. Pełen profesjonalizm. Niestety za kilka dni miałem wyjazd służbowy na Karaiby. Pozostało mi trzymać się ustawionej przez nią diety i samemu robić kilka ćwiczeń, które na czas wyjazdu nagrała mi na telefon. I poleciałem na Dominikanę.
Udałem się do niej zaraz po przylocie na ważenie i pomiary. I szok. Totalny szok. Okazało się, że schudłem 3 kg. Pomimo faktu, że przez dwa tygodnie non stop żarłem mięcho bycząc się na wycieczce all inclusive. Byłem w takim szoku, że wszystko kazałem żonie nagrać na telefon (Facebook). Czy się zapychałem? Ależ oczywiście, że się nie objadałem – wszystko z umiarem, lecz sam fakt, że każdego dnia miałem w diecie mięso spowodował u mnie dziwne przeczucie, że będę ważył więcej. A tu nie, stało się wprost proporcjonalnie na odwrót! I już byłem przeszczęśliwy. Wtedy już wiedziałem, że to był strzał w dziesiątkę. Jak się tam odżywiałem konkretnie? Oczywiście zero alkoholu, dużo wody, zero cukru, żadnego pieczywa, w ogóle wyrobów pszenicznych (raz ugryzłem pizzę – nie mogłem się oprzeć), dużo mięsa, warzyw i owoców. A te ostatnie produkty to na Karaibach mają naprawdę zajebiste! Brakuje mi ich teraz w Polsce.
Co było dalej? Teraz mogliśmy iść na całość. Treningi z Żanetą na siłowni co najmniej dwa razy w tygodniu. Do tego dokładałem sobie ostrą jazdę na rowerze i bieganie po 5 km. Tak, żeby te trzy dni w tygodniu być facetem „rozjechanym” i przewalcowanym. Od 12 maja br. idziemy po całości. Ostra jazda bez trzymanki. U niej nie ma, że to czy tam to. Nie ma, że boli. Jest cel to działamy. Pracujemy. I potrafi człowieka zmotywować do pracy. Jeśli mnie ktoś motywuje do takich rzeczy i jeszcze mu za to płacę – musi być w tym dobry!
Kolejne pomiary zrobiliśmy znów po dwóch tygodniach. I kolejny szok. Waga 89 kg. I znów treningi. Teraz, w tym momencie, kiedy słucham najnowszej płyty Rammstein i piszę sobie ten tekst, jest 3 lipca 2019 roku. Dziś przed treningiem znowu Żaneta mnie poważyła i pomierzyła. Znów zleciałem o kolejne 3 kg. I znów szok. I radość. Totalna radość. Oto konkretne wyniki trzech pomiarów u Żanety:
Zaraz po przyjściu do domu pochwaliłem się tym na Facebooku, a Żaneta – moja trenerka, w komentarzu napisała: „A najpiękniejsze jest to, że spadek kilogramów uzyskujesz poprzez spalanie tkanki tłuszczowej przy jednoczesnym wzroście masy mięśniowej. I to jest ten sukces.” I w tym momencie, w tej chwili, nie ma na świecie człowieka, który byłby w stanie mnie powstrzymać. Jestem jak totalnie rozpędzona Luxtorpeda. Nie ma takiego cwaniaka, który mógłby mnie teraz zatrzymać. Bo lecę po całości. Idę prosto do celu, a jeńców nie biorę. Niszczę wszystko po drodze. Bo jestem Maciek syn Leszka. Lat 45. Waga 86. A wiek metaboliczny 30. Amen. PS. Żaneta Ściwiarska kocham Cię. Ty wiesz za co.